niedziela, 27 marca 2011

Traveler donikąd

Książki-gnioty są podstępne. Ładnie wyglądają na półce, nęcą okładkami, ładnym wydaniem i bombastycznym, w kosmos wykopanym opisem na okładce.

„Pierwsza część elektryzującego thrillera Czwarty Wymiar”. Po tych słowach powinnam pokiwać głową i odłożyć książeczkę na półkę. Hiperbole w opisach nie są dobrymi znakami, oj nie są. Ale miało się pięć tysięcy rzeczy do zrobienia, więc jakakolwiek książka była dobrą alternatywą. Czytamy, czytamy, strony furczą w ekspresowym tempie, dochodzimy do połowy i…

I spływa na nas oświecenie w formie dość prostego pytania: po grzyba ja to czytam? W skrócie mamy jakąś tajną organizację, która chce podporządkować sobie świat. W tym jakże oryginalnym i zaskakującym planie mogą im przeszkodzić nijacy… przepraszam niejacy, Travelerzy (ci dobrzy), którzy mogą przenosić się do innych światów i głosić niewygodne dla wspomnianej organizacji teorie. Tabulom (tym złym) nie bardzo się to podoba i postanawiają oczyścić świat z Travelerów. Ci są jednak bronieni przez super obrońców Arlekinów, bezuczuciowe maszyny od machania mieczami i robienia ogólnej, krwawej zawieruchy. Arlekini są tak wspaniali w kunszcie ochroniarskim, że w naszych czasach Travelerów zostało sztuk dwie, reszta została wysłana w ostateczną podróż. Owa dwójka braci (niestety nie bliźniaków) zostaje namierzona przez Tabulów lecz na pomoc spieszy im jedna z ostatnich Arlekinów – Maya (niestety nie należy kojarzyć z dobrze znaną pszczółką). Jeden z braci trafia do Tabulów, którzy chcą go przeciągnąć na własną stronę. Drugi (młodszy, milszy, fajniejszy etc.) trafia pod skrzydła (pięknej, inteligentnej, machającej mieczem etc. lecz bezuczuciowej, zagubionej, skrzywdzonej etc.) Mai.

To mniej więcej dzieje się do połowy. A wszystko w scenerii odcinanych kończyn, sikającej krwi, dylematów moralnych i niemoralnych, głębokich monologów wewnętrznych i lista idzie i idzie. Co się dzieje dalej?  Napiszę tylko że intymne stosunki między Travelerem a Arlekinem są zakazane, a brat okaże się wredny. Resztę możecie sobie sami wywnioskować. Albo podłożyć pod pierwszy lepszy szablon dramatyczno-romansowy, który wam przyjdzie do głowy.

Czasami w takich pozycjach bronią się schwarz charaktery. Niestety nie w tej książce. Czarna strona mocy jest tak samo bezpłciowa jak i jasna. Masakra szarych komórek ledwie zipiących nadziei. Nie ma na kim zawiesić zainteresowania, można je jedynie powiesić. Jedyna postać, która była „jakaś” padła śmiercią tragiczną i co najgorsze, bezsensowną. Autor chyba jej nie kochał, chlip.

Fabuła, pomijając oczywiście „brzmi znajomo”, prowadzi „gdzieś lecz nie wiadomo gdzie”. Coś się dzieje, odcięte głowy latają, ścigają się po całej Ameryce tylko nie bardzo wiadomo po co. Po przeczytaniu z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nie wiem. Można się dowiedzieć (choć to nie jest pewne) w tomie drugim, który niestety został już wydany. Trzeci zresztą też. Widziałam w księgarni. Obeszłam jak śmierdzące jajo. Z daleka.

Traveler, John Twelve Hawks, Świat Książki 2006


Autor: Katarzyna Łuszczak

9 komentarzy:

  1. Wygląda na to, że autor chciał połączyć wszystkie gatunki w jeden utwór. A zwykle takie mieszanki okazują się katastrofą ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Gatunki, konwencje i filozofie z każdego zakątka świata (sic!), normalnie koszmar. Do tego jedzie na bardzo popularnych ostatnio przesłankach typu odcięcie się od cywilizaji, powrót do natury, wszechobecnej inwigilacji szarych zjadaczy chleba o teoriach spiskowych nie wspominając. Zabójstwo dla szarych komórek :/

    OdpowiedzUsuń
  3. I to wszystko mieści się w jednej głowie? Podziwiam kreatywność i wyobraźnię, chociaż w zdrowych granicach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sugerujesz schizofrenię autora?... W gruncie rzeczy to by wiele wyjaśniało :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, nie. Nie wolno mi oceniać człowieka i jego twórczości tym bardziej gdy go nie znam. Po prostu myślę, że trochę wybiegł za daleko. Zresztą chyba powinien być świadomy czy to co napisał trafi do innych i czy aby nie przesadził.

    OdpowiedzUsuń
  6. hmm strzelam, że to Mariusz :) może przyłączysz się do dyskusji ?

    OdpowiedzUsuń
  7. Wypraszam sobie, prowadzimy bardzo poważną dyskusję i jesteśmy (jeszcze) spokojne ;P
    Schizofrenia może i nie, ale autor jest specyficzny. Mało o nim wiadomo, posługuje się indiańskim pseudonimem choć przyznał, że nie jest rdzennym Amerykaninem. W jakimś wywiadzie sam powiedział, że napisał Travelera w czasie osobistego kryzysu. Nie ma telewizora ;P Dodając do tego jego manię chronienia własnej, tajemniczej osobowości (kontaktuje się z wydawcą niebezpośrednio) wychodzi nam... no Traveler ;P W książce jest chyba więcej prawdziwego autora niż w realu. A że sama książka jest chyba niezłym materiałem dla dobrego psychoanalityka, więc wychodzi nam że autor jest, posłużmy się eufemizmem, "ciekawy" ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba autor brał przykład z Georga Orwella :D pamiętam jego "Rok 1984". Może to w jakiś sposób by wyjaśniało zainteresowanie tajnymi organizacjami, inwigilacją i podobnymi tematami :)

    OdpowiedzUsuń